Tysiąc bab

Sz. C.: Polskiej publiczności jest Pani głównie znana jako aktorka teatralna, jednak można Panią także zobaczyć w telewizji. Gdzie bardziej się Pani spełnia i dlaczego?

Aldona Jankowska: Teatr to matecznik, najważniejsze dla aktora miejsce. Początek i koniec... Wszystkie drogi prowadzą mnie zawsze na scenę, przed widza. Praca w telewizji wymaga zupełnie innych umiejętności warsztatowych, może być wspaniałą przygodą artystyczną jeśli tylko trafimy na ciekawy materiał i realizujemy go w mądrym towarzystwie. To w telewizji rzadkość, ale się zdarza.

Czy istnieje dla Pani jakieś tabu? Temat, problem, którego nie poruszyłaby Pani w swoich komediach?

To nie jest dla mnie kwestia tabu. Wszystko zależy od kontekstu, od potrzeby poruszenia danego tematu. Gram w tragikomediach, a zatem z natury rzeczy chcę ludzi rozbawić, ale i opowiedzieć jakąś poruszającą historię, sprowokować dyskusję, pobudzić widza do refleksji. A zatem muszę poruszać trudne tematy, tylko wszystko opieram na jakiejś elementarnej uczciwości i szacunku dla ludzi, którzy przychodzą na moje tragikomiczne spektakle.

Bez publiczności spektakle nie istnieją. Na ile pozwala Pani sobie na improwizacje i świadome kierowanie nastrojem publiczności?

Na scenie nigdy się nie oszczędzam, pracuję do spodu. Zagranie monodramu, półtoragodzinnego spektaklu w ciągłym ruchu, gdzie wcielam się w różne postaci, mówię różnymi głosami, śpiewam – to wymaga „ofiar". Oczywiście improwizuję z widzem, ale nie na zasadzie „albo mi się dzisiaj uda, albo nie". Cały czas się kształcę, ćwiczę technikę improwizacji na różnych kursach aktorskich i bardzo ostrożnie przenoszę na scenę w teatrze, bo w stand-upie to zupełnie inna historia.

Czy podczas przygotowywania się do ról, napotyka Pani jeszcze jakieś trudności? Jeśli tak to jakie?

Oczywiście, że napotykam trudności. Jestem aktorką, która nie chce zagrać dziesięciu ról w sezonie, nie interesuje mnie ilość, ale jakość. Moje nowe monodramy powstają z częstotliwością raz na trzy lata, dlatego właśnie, że szukam ról i tematów, które przysporzą mi trudności, będą ważnym wyzwaniem. Jakie to trudności? To temat na osobny wywiad. Ostatnio chociażby przełamywanie ograniczeń kondycyjnych, które przychodzą z wiekiem, zmianą warunków zewnętrznych, ciągłą pracą w warunkach off-u. To wyzwanie dla 50-letniej kobiety.

Tytułowa bohaterka Lataj z Krystyną to marzycielka, idealistka, jednak za tą maską kryje się jej życiowy dramat. Ile w tej postaci jest Pani samej, a ile kreacji aktorskiej?

Łączy nas wiele. Krystyna i ja urodziłyśmy się w 1964 roku. Obydwie mamy pochodzenie robotnicze, co wtedy nie było bez znaczenia. Obie przetrwałyśmy siermięgę PRL-u dzięki marzeniom, tylko ja na szczęście w latach siedemdziesiątych marzyłam o teatrze i mogłam to marzenie realizować w podstawówce im. Milicji Obywatelskiej (autentyk). Krystyna zaś niestety, w tym samym czasie, miała ekskluzywne marzenia, bowiem chciała latać samolotami... Zapłaciła za to wysoką cenę. Obydwie miałyśmy uczuciowo "pod górkę". Obydwie też wierzymy, że kiedyś nam się uda...

Czy może Pani krótko opisać, jak wyglądała praca nad przedstawieniem „Lataj z Krystyną"?

Wszystko co związane ze spektaklem (pomysł, kreacja głównej bohaterki i jej losów), to pomysł mój i Elżbiety Depty. Rok tworzyłyśmy tę historię, portret psychologiczny pojawiających się w przedstawieniu postaci, bo gram ich kilka. Andrzej Sadowski zgodził się wyreżyserować całość i pracował ze mną metodą improwizacji. Tylko dzięki niemu, jego wszechstronnym umiejętnościom (to nie tylko reżyser, ale i aktor, scenograf, wokalista, autor piosenek i dramatów) cały ten zebrany przeze mnie i Elę zestaw historyjek i informacji o Krystynie został osadzony na scenie w dramaturgicznych ryzach. Pracowałam pod olbrzymią presją, na pewno nie dałabym rady unieść tego projektu, gdyby nie mistrzostwo reżyserskie i wielka klasa Andrzeja Sadowskiego.

Komedia i stand-up to Pani domena. Powiedziała Pani kiedyś, że ma Pani w sobie tysiąc bab. Czy jest wśród tych bab jakiś dominujący typ? Jakie postaci lubi Pani najbardziej przedstawiać?

Najbardziej lubię pogodne typy, które mają nadzieję, nawet wtedy, kiedy wszyscy już by odpuścili.
Szersza publiczność kojarzy Panią głównie jako parodystkę w programie Szymon Majewski Show. Czy tęskni Pani za Rozmowami w tłoku? Jakie są Pani wspomnienia związane z tamtą współpracą?
Bardzo serdecznie wspominam ten czas Rozmów w tłoku, ale to już było i nie wróci więcej...
Naprawdę nie spodziewałam się, że parodia to taka trudna sztuka i że tak mnie wciągnie. Ta praca pozostawiła też przyjaźnie, chociażby ze scenarzystką rozmów, Olą Wolf.

Jak wyobraża Pani sobie Aldonę Jankowską za dziesięć lat?

Wierzę, że Henryk Pasiut nadal będzie producentem moich spektakli, a ja nadal będę miała na nie pomysły i zdrowie. Aldona Jankowska za 10 lat? Pełna nadziei, mam nadzieję



Szymon Michlewicz-Sowa
Sztajgerowy Cajtung
16 sierpnia 2014
Portrety
Aldona Jankowska