W proch się obrócisz, człowieku

Na scenie piasek imituje popiół. Kukły nadpalone ludzkie ciała. W ponurym mroku przestrzeni scenicznej zdaje się unosić zapach organicznej spalenizny. Kataklizm wojennej pożogi spopielił Ziemię. To ludzkiej egzystencji koniec, może początek końca. Tego się boimy, wolimy nie mówić i nie myśleć.

Na dotyk rąk widzów siedzących najbliżej sceny stoi zrobiona z piasku makieta Troi. Wygląda niewinne jak dziecięca zabawka ulepiona na plaży w Jelitkowie. W scenicznej przenośni wyobraża świetność i potęgę Troi. W chwili dziania się „Trojanek" nadal ogromnego miasta - państwa, ale już na dnie egzystencji, w stadium wegetacji. Ostatecznie unicestwiają makietę Troi aktorzy wcieleni w role Ateny i Posejdona.

Depczą symbol żyjącej Troi z łatwo wyczuwalną sugestią, że śmierć Trojanek - matek, żon, sióstr i córek praworządnych intelektualistów i kupców jeszcze będzie trwała bardzo długo nasycona ludzkim - nieludzkim cierpieniem. Zadawanym przez prymitywnych morderców Greków. O których nauczeni myśleć inaczej nie potrafimy się od tego uwolnić.

Najważniejsze w spektaklu Klaty są postacie kobiet. Z ich nadwrażliwości i wrażliwości, biologizmu, seksualności, szczególnego postrzegania świata poprzez macierzyńskie spełnienia i matczyną odpowiedzialność Klata misternie buduje swoje „Trojanki". Rzecz o tym, co czeka człowieka, który zaniedbując siebie doprowadza do katastrofy Ziemi, jej spopielenia. Klata posługuje się specyficzną wrażliwszą odmianą kobiecego człowieczeństwa, które czeka niezawinienie okrutny los i przekleństwo bogów w rezultacie konfliktu mężczyzn. Bo to oni wywołują konflikt, za który one ponoszą największą ofiarę, na którą składają się nie tylko ich osobiste tragedie, ale tragedie ojców, mężów, braci i synów.

Klata stawia Trojanki przed perspektywą zniszczenia bez nadziei na ocalenie. Koniec Troi podbitej przez okrutnych Greków, koniec mężczyzn, to także koniec kobiet, ale koniec na samym końcu. To już samo przez się jest wyjątkowo okrutne. Tak w antycznej, jak w rzeczywistości obecnych ludzkich tragedii na świecie, z którymi stykamy się najczęściej naskórkowo poprzez ekrany telewizyjne jedząc kolację.
Ale inaczej w świecie być nie może. Po każdej Troi zostają popioły, z których nic żaden Feniks nie wskrzesi. Nic się nie urodzi, nie ulepi i nie powstanie. Bo co może powstać z sypkiego popiołu czy piasku na pustyni?

Kobietom po zagładzie Troi przyszło trwać i płacić zszarganiem człowieczeństwa. Do granic z trudem wyobrażalnych, chociaż istniejących realnie, także w świecie obecnym. Klata próbuje określić ramy do czego jedni ludzie są zdolni, drudzy jak nisko mogą upaść. Co człowiek może z sobą zrobić w świecie skomplikowanym. Kuszony przez zło, którego bywa zaczynem. Skalę oceny Klata zostawia widzom. Stawiając także ich, nasze człowieczeństwo, pod ścianą duchowego obnażenia i upokorzenia. Mówi nam, o czym warto i trzeba myśleć skoro chodzi o granice do jakich także współcześnie może człowiek dojść i czasami przekracza.

U Klaty Trojanki stanowią jeden organizm uczytelniony kostiumem Hekabe. Hekabe suknią ogarnia Apolonię, Akante, Enyo, Sophie, Polyksenę i Andromachę. Tworzą jedno umęczone ciało. Połączenie czarnych kombinezonów z kapturami i rękawami przechodzącymi dołem w suknie pościągane na krańcach stanowi jednolity strój okrywający kobiety. W zamyśle Mirka Kaczmarka, twórcy kostiumów i całej scenografii, czerń pewnie sugeruje żałobę, faktura materiału śmieciowe worki na zwłoki. Takie skojarzenia mają uzasadnienie w kruchości egzystencji Trojanek.

W „Trojankach" Klaty szczególnie jest się pod wrażeniem Hekabe Doroty Kolak, jej imponującej precyzji i prostoty wyrażania ciałem i słowem psychiki granej postaci. Hekabe wywołuje dreszcz, kiedy rozpacza tracąc dzieci. Jest naturalna tak, jak setki matek, których dzieci często na ich oczach giną na wojnach i potyczkach także w obecnym świecie. Kolak skromnie stara się być jedną z Trojanek, ale nie do końca jest to możliwe. Sylwia Góra-Weber, Magdalena Boć, Agata Bykowska, Małgorzata Brajner, Magdalena Gorzelańczyk i Katarzyna Dałek mimo prób indywidualizowania postaci Apolonii, Akante, Enyo, Sophie, Polykseny i Andromachy tworzą zbiorowość i są doskonałym, ale tylko tłem dla grającej Hekabe Kolak. Wspólnymi siłami wrażliwie i przekonywująco kreują emocjonalny i pełen symboli obraz cierpienia i upadku Trojanek. Ale i tak widzowie szczególnie towarzyszą Hekabe, królowej Troi, żonie poległego Priama. Za sprawą niezwykle sugestywnej kreacji Kolak oczyma wyobraźni widzą upadek Trojańczyków mordowanych przez Greków. Śledzą tragedię potomstwa Hekabe, która rozłożystą szatą macierzyńsko usiłuje ogarnąć nią Trojanki. W żałobnym tańcu, może ruchu scenicznym? Naznaczonym apokaliptyczną, współczesną wymową.

Z innego świata Heleną jest Katarzyna Figura. W ostatniej scenie pozwala sobie z animuszem na sporo improwizacji. Korzysta też z tego przywileju grająca Kasandrę Małgorzata Gorol. Ich postacie istotnie różnią się od pozostałych Trojanek strojem i stylem bycia, co obie konsekwentnie uwydatniają grą. Kasandra swą odrębność podkreśla gitarą elektryczną, którą porozumiewa się z Trojankami i widownią. We własnej przestrzeni kreatywnie reaguje na wydarzenia, mówi też długą, przejmującą kwestię i tańczy. Są to sceny osobne, magicznie podbudowane muzyką Michała Nihil Kuźniaka, którą on udanie próbuje sięgać głębi wrażliwości odbiorców.

Ciekawie, balansując na granicy zła i odrobiny dobra gra Talthybiosa Cezary Rybiński. Trochę współczującego, ale w sumie sadystę, gdy jako głos greckich oprawców dzieli się złymi nowinami z Hekabe, próbując jednak trochę zmniejszyć jej ból i ofiarę. Sugestywnie grają Jacek Labijak Posejdona, Sylwia Góra-Weber Atenę, Krzysztof Matuszewski Polymestora i Michał Kowalski Odyseusza. W nieoczekiwanym formalnie i treściowo finale świetni w scenie plażowej są Katarzyna Figura Helena i Grzegorz Gzyl Menelaos.

Piaszczysta pustynia na całej scenie może symbolizować bezduszność ludzi, który chwilowo mają przewagę nad innymi. Może to być w każdym okresie historycznym, także współcześnie. Teraz gdzieś w Afryce albo na Bliskim Wschodzie. Wszędzie gdzie toczy się wojna grążąc światu kataklizmem. O tym przypomina Klata, serio, bez groteski. Może z małymi wyjątkami, kiedy wprowadza na scenę drewnianego konika trojańskiego, który przypomina dziecinną zabawkę z odpustu, albo w scenie rozmowy okaleczonego Polymestora z Hekabe. To jedyne momenty, kiedy Klata nie potrafi, nie umie, może nie chce, „uwolnić się" od groteski.

Punktem wyjścia dla Klaty jest fachowa podstawa dramaturgiczna jego „Trojanek" skomponowana przez Olgę Śmiechowicz. Korzystając z przekładu Eurypidesa Jerzego Łanowskiego ocaliła poetycki język dając mu brzmienie współczesne. Wzbogaciła „Trojanki" o inne teksty antyczne. - W scenie z Kasandrą, ponieważ aktorce nie leżał tekst w tłumaczeniu Łanowskiego, wyrzuciłyśmy znaczącą część z jego przekładu i wstawiłyśmy fragment z parafrazy Sartre'a - mówi o swoich uzupełnieniach - tak więc Kasandra mówi innym językiem, inaczej formułuje myśli, inaczej też je podaje na poziomie aktorstwa. Można odnieść wrażenie, że na tle poezji Eurypidesa, ta wersja jest prozatorska. To była jedyna podmiana. Ale uważam, że jako wieszczka, osoba, która funkcjonuje na przecięciu rzeczywistości, Kasandra ma prawo do innego języka, sposobu formułowania i artykułowania myśli.

Śmiechowicz też w części przetłumaczyła „Trojanki". - To były pojedyncze zdania - mówi - czasem konkretne słowa. Kiedy nie do końca rozumieliśmy sensu polskiego przekładu, patrzyliśmy do greckiego tekstu i starałam się to przełożyć na prostszy polski. Takich miejsc było jednak mało. Częściej chodziło o pojedyncze słowa, które nie leżały aktorom, albo nie byliśmy do końca pewni, jakie powinny mieć nacechowanie - wówczas znów siadaliśmy do oryginału i okazywało się, że jeden wyraz ma po parę znaczeń - często przeciwstawnych. Ale taka jest uroda tego języka, że jest bardzo kontekstowy i wieloznaczny.

Tak powstawała opowiedziana przejmująco okrutna opowieść Klaty o machinie przemocy. Wobec której jednostki ludzkie są bezwolne i bezradne. Chociaż to ludzie tę machinę stworzyli.

Od tak zorganizowanego świata w zasadzie nie ma ucieczki. No bo gdzie? To smutna konstatacja, której Klata nam nie oszczędza, i której nie osłabia przekornym i przewrotnym cukierkowym finałem z Heleną Katarzyny Figury, jako może pop-gwiazdy, a może właścicielki butiku gdzieś z polskiej prowincji, która w szpilkach i obnażona beztrosko opala się na piaszczystej plaży, przed chwilą będącej spopieloną pustynią. A obok niej dwaj uwodziciele, tandetni jak taka Helena, czyli Theoklymenos, którego gra Jacek Labijak, i Menelaos Grzegorza Gzyla. Drwina z mitów? Także o Troi? Może ludzkiego przeznaczenia, które gdzieś tam jest zapisane. Na co nie mamy wpływu.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Trójmiasto
6 kwietnia 2019
Spektakle
Trojanki
Portrety
Jan Klata