W teatrze trzeba ryzykować

Nie da się przewidzieć sukcesu czy porażki. Czasem wszystko wskazuje na to, że powinno być świetnie, a tu nagle coś idzie nie tak. Teatr jest irracjonalny.

Z Dorotą Ignatjew, nową dyrektor naczelną Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie, rozmawia Aleksandra Pucułek z Dziennika Teatralnego.

Aleksandra Pucułek: Przez ostatnie pięć lat sprawowała pani funkcję dyrektora artystycznego w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Pożegnała się już pani z zespołem?

Dorota Ignatjew: Przepięknie pożegnał się ze mną nie tylko zespół, ale i władze miasta, sosnowiczanie. Mam nadzieję ,że będę grała tam jeszcze w dwóch tytułach ,,Koń, kobieta i kanarek" oraz ,,Sala Królestwa". One są rzadko wystawiane, także chyba będę jeździła do Sosnowca sporadycznie.

Zadomowiła się już pani w Lublinie?

Cały czas jestem zauroczona Lublinem, ale jeszcze nie miałam czasu pozwiedzać. Jedna czwarta moich korzeni jest stąd. Bywałam tutaj jako dziecko, potem w latach 90. przyjeżdżałam do koleżanki ze studiów, także znałam Teatr Osterwy, Lublin nie jest mi obcy. Kiedy przenosiłam się z Warszawy do Sosnowca, miasta praktycznie nie znałam. Na początku było trudno, ale dzisiaj przyjeżdżam na Śląsk i czuję, że również jestem u siebie. Mam nadzieję, że tak samo będzie w Lublinie.

Tuż po rozmowie z komisją konkursową w Lublinie, wyjechała pani do Sosnowca. A tu okazało się, że pani kandydatura zwyciężyła i trzeba było wracać. Nie spodziewała się pani wygranej?

Kandydatów było ośmiu. Byłam druga w kolejności. Obliczyłam, że skoro komisja poświęca każdemu kandydatowi mniej więcej pół godziny, potem będą dyskusje, przerwa, więc co ja będę siedzieć i czekać. Zwłaszcza, że miałam dużo kilometrów do przejechania, pędziłam do dzieci. Stwierdziłam, że jak ma przyjść dobra wiadomość, to i tak przyjdzie.

Teatr Zagłębia bardzo zmienił się i to na plus za pani kadencji. Dlaczego zdecydowała się pani przenieść do Lublina?

Moja misja w Sosnowcu skończyła się. Teatr zostawiłam w bardzo dobrej kondycji. Przyszedł czas na coś nowego. Zaryzykowałam, ale wiedziałam, w co wchodzę. Traktuję to jako wyzwanie. Wyzwaniem jest też ten duży teatr, stanowisko dyrektora naczelnego i przede wszystkim specyfika miasta. Ale lubię wyzwania. Miałam też poparcie zespołu i to było bardzo miłe.

Będzie starała się pani wprowadzać podobny model zarządzania jak w Sosnowcu?

Byłam dyrektorem otwartym, ale wymagającym. Mam nadzieję, że tak też będzie tutaj. Jestem bardzo szczera, to może być bolesne, ale myślę, że konstruktywne. Codziennie modlę się, żeby podejmować dobre decyzje jako główny dyrektor, a jak podejmę złe, to żeby ich konsekwencje były jak najmniejsze. Gdy kieruje się teatrem przez ileś lat, to odpowiada się też za rozwój zespołu i poszczególnych osób. I to jest kolejne wyzwanie. Dla mnie zespół to nie tylko aktorzy. To jest obsługa techniczna, pani sprzątająca. Wszyscy mają czuć się dobrze w teatrze, bo nikt dobrze nie pracuje w stresie. Stres jest dobry jako trema przed premierą. Ale jest też druga strona medalu. Każdy musi ciężko pracować, dać z siebie jak najwięcej.

Chociaż oficjalnie obejmuje pani funkcję dyrektora ,,Osterwy" od 1 września, na pewno jakieś pomysły już są.

Tak, „Noc Teatru Osterwy"- warsztaty, spektakl, parada inaugurująca sezon. Kolejny pomysł to akcja taka jak w Sosnowcu ,,Rodzice do teatru". Raz w miesiącu, kiedy rodzice przyjdą na spektakl, ich dzieci miałyby przez nas zapewnioną opiekę oraz warsztaty - animacje teatralne dostosowane do wieku. Oczywiście potrzeba do tego osób, które miałyby uprawnienia do pracy z dziećmi, może uda się wejść we współpracę z Ośrodkami Twórczego Rozwoju. Będę chciała, aby w Sylwestra grany był spektakl i żeby wspólnie z widzami powitać Nowy Rok 2017. Kolejna rzecz to ,,Lektura - work in progress", czyli projekty teatralno-edukacyjne przybliżające daną lekturę szkolną, skierowane do osób uczących się. Specjalnie używam słowa projekt, bo to nie byłoby odegranie lektury jeden do jednego. Byłby to spektakl nietypowy, może zagrany w różnych miejscach teatru. Będę chciała jeszcze zmienić wizualizację strony internetowej, grafikę, czyli wszystko co nazywamy identyfikacją wizualną. Niezbędna jest też mała scena, będę robiła wszystko, żeby powstała. Natomiast to w dużej mierze zależy od finansów.

A co z premierami studenckimi, które do tej pory cieszyły się dużym zainteresowaniem?

Premiery studenckie na pewno zostaną.

Planów jest całkiem sporo, a który z nich uda się najszybciej zrealizować?

Zaczynam pracę od września i wtedy czas pokaże, co nabierze mocy twórczej i stanie się rzeczywistością, a co pozostanie w fazie pomysłu lub zostanie przeniesione w czasie. Niektórych rzeczy nie da się wprowadzić od razu, czasem te najprostsze są najtrudniejsze. Na początek w październiku chciałabym zorganizować ,,Noc Teatru Osterwy". Wiele zależy jednak od pracowników, bo sama nie dam rady wszystkiego zrobić. Nie znam dobrze zespołu, zobaczę, na ile oni chcieliby brać udział w różnych akcjach, happeningach. Takie wydarzenia nie zawsze przekładają się na widownię, ale dzięki nim teatr jest obecny na mapie miasta.

Wiele z pani propozycji skierowanych jest do młodych osób. To nie jest przypadek?

Wierna publiczność musi być nagradzana, należy o nią dbać, ale trzeba też pozyskiwać nowych, również młodych widzów. Bardzo szanuję tę publiczność, która jest, ale chciałabym dowiedzieć się czegoś o studentach, których jest tu 70 tys. Byłoby super, jeśli młodzi ludzie tak jak ci z Krakowa, Warszawy, Wrocławia byliby częstymi gośćmi teatru. Chciałabym też, żeby studenci przychodzili do ,,Osterwy" nie tylko jako widzowie. Być może mogliby pomagać przy obsłudze spektakli, albo prowadziliby projekty edukacyjne, czy te związane z promocją teatru. Wolontariusze również mile widziani.

Wspominała pani kiedyś, że na początku pracy w Sosnowcu musiała pani zadać sobie podstawowe pytanie: stawiać na zespół, czy na aktorskie indywidualności. Postawiła pani na zespół. Jak będzie tutaj?

Nadal stawiam na zespół, bo to jest siła. Juliusz Osterwa, patron teatru, uważał, że najważniejszą siłą jest idea pracy zespołowej. Zespołowe granie uczy współpracy, szacunku do siebie nawzajem. Moje myślenie o teatrze jest niezależne od miejsca, koncepcje teatru po prostu się ma, ale trzeba ją dostosować do warunków, do specyfiki miasta, które dopiero poznaję, potrzebuję kredytu zaufania. To wiąże się z doborem innego repertuaru i innego grona zaproszonych realizatorów.

Jeśli mowa o repertuarze, to co nowego zobaczymy w najbliższym sezonie?

Pierwszą premierą będzie spektakl ,,Ludzie inteligentni" w reżyserii Grzegorza Chrapkiewicza. To decyzja jeszcze poprzedniego dyrektora, ale będzie miała zwieńczenie już za mojej kadencji. W planach jest też współpraca z Marcinem Liberą i Kubą Kowalskim, który przygotowałby spektakl na podstawie książki ,,Diabeł i tabliczka czekolady" Pawła Reszki. Prowadzimy jeszcze rozmowy z wydawnictwem, ale mam nadzieję, że wszystko się uda. Sezon zakończy przedstawienie Remigiusza Brzyka.

A co ze spektaklami z minionego sezonu, które są na afiszu już od kilku lat?

Te, spektakle które są, zostają. W przyszłości chciałabym, żeby w repertuarze były dwie sztuki, które dają szansę na stabilizację finansową. Ale w teatrze trzeba też ryzykować. To będą te kolejne spektakle.

Któreś z tych planów uważa pani za ryzyko?

Tak naprawdę każda realizacja może być ryzykowna, jak już mówiłam, „nikt nie daje patentu na sukces". Nie pracowałam nigdy z Marcinem Liberą, z Kubą Kowalskim, nie znam też Grzegorza Chrapkiewicza. Jedyną osobą, którą znam, jest Remigiusz Brzyk .

Do tej pory co jakiś czas w repertuarze ,,Osterwy" pojawiała się klasyka. Za pani kadencji też tak będzie?

Pewnie będzie się pojawiała. Sama jestem aktorką, uwielbiam grać klasykę, chodzić na dobre spektakle klasyczne, ale rzeczywistość się zmienia. Interesuje mnie to co nowe, świeże, nie sama klasyka dla klasyki.

Będą zmiany na stanowisku dyrektora artystycznego? Pojawią się nowe twarze w obsadzie aktorskiej?

Na razie dyrektorem artystycznym jest pan Artur Tyszkiewicz. Jeszcze przed moim przyjściem przyjął on do zespołu dwie osoby, które wcześniej grały gościnnie w ,,Osterwie", więc na ten moment opieram się na zespole, który tu jest i chcę w niego inwestować. Pewnie z czasem będą zmiany, ale teraz patrzę na ten zespół i na to, co się tu dzieje.

Jest dużo planów, projektów, wyzwań. Jest ryzyko. Myśli pani, że kiedy pani kadencja dobiegnie końca, będzie pani mogła powiedzieć, tak jak o Sosnowcu, że misja się skończyła, jest sukces?

Nie da się przewidzieć sukcesu czy porażki. Czasem wszystko wskazuje na to, że powinno być świetnie, a tu nagle coś idzie nie tak. Teatr jest irracjonalny, nieprzewidywalny. I ma dużą konkurencję: można pójść do pubu, klubu. Nie wychodząc z domu, można mieć kulturę na wyciągnięcie palca do klawisza komputera, a wyjście do teatru wiąże się z jakąś inwencją. Trzeba iść kupić bilet, albo zamówić wcześniej przez Internet. Ale dla wszystkich szalonych i chorych na teatr zawsze jest miejsce w ,,Osterwie". Mój gabinet jest otwarty.

___

Dorota Ignatjew - Aktorka teatralna, filmowa, telewizyjna i radiowa, scenografka, reżyserka teatralna i filmowa. Urodziła się 5 października 1968 r. w Czarnkowie. Absolwentka wydziału lalkarskiego we Wrocławiu (1992) i wydziału aktorskiego w Krakowie (1994). Asystentka Jerzego Grzegorzewskiego przy realizacji „Miasto liczy psie nosy" w Teatrze Studio w Warszawie i „Tak zwana ludzkość w obłędzie" w Teatrze Starym w Krakowie. Od 1995-2003 roku aktorka Teatru Polskiego w Warszawie. Od sierpnia 2011 r. do sierpnia 2016 pełniła funkcję zastępcy dyrektora ds. artystycznych w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu. Od września 2016 przyjmuje obowiązki dyrektora w Teatrze im. J. Osterwy w Lublinie.



Aleksandra Pucułek
Dziennik Teatralny Lublin
1 września 2016
Portrety
Dorota Ignatjew