Wieszczono skandal

Jest klasyka we współczesnym garniturze. Do podniesienia kurtyny pozostawało jeszcze wiele godzin, a już lokalna rozgłośnia publicznego radia pytała: czy w teatrze szykuje się skandal? Pytanie miało być o tyle zasadne, że obok żywych aktorów na deskach Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w sobotniej premierze spektaklu "Świętoszek" wystąpić miała przypominająca szefa rządzącej partii kukła.

To wystarczyło, by dywagować, czy sztuka będzie próbą rozgrywania bieżących sporów politycznych. Ingerowanie bądź ocenianie wypowiedzi artystycznej, nim ona zabrzmi, to kuriozum. Tym większe, że skandalu nie było. To, że marionetka przypomina prezesa, czytam jako nawiązanie do teraźniejszości, podobnie jak współczesne stroje aktorów. To zabieg wprost - pokazuje, że treść sztuki nie straciła na aktualności. Owszem, jeśli ktoś bardzo chce dopisać ideologię, może powiedzieć, że takie właśnie stroje pozwoliły zaoszczędzić na kostiumach epoki, a kukła to głos polityczny. Tylko to mocno naciągane...

Spektakl rozpoczyna scena ze wspomnianą lalką - prośba do władcy o zgodę na wystawienie spektaklu. Molier listownie prosił o to Ludwika XIV. W tle kotara nawiązująca do "Stworzenia Adama" Michała Anioła - z wyciągniętym palcem Boga. Jest zgoda. Kurtyna.

"Świętoszek" to klasyka, która obroni się zawsze. Tak we współczesnym kostiumie, jak i bez niego. Poznajemy Orgona. Może jest politykiem, może biznesmanem. Ma garnitur, teczkę, jego syn modne spodnie z niskim stanem, a córka seksowne szpilki. W domu ma gościa - to Tartuffe, manipulant i oszust, który udając pobożnego przejmuje kontrolę nad życiem i majątkiem gospodarza. Leszek Czerwiński w tej roli jest perfekcjonistą. Śliskie ruchy, odpychająca zmanierowana gestykulacja - od początku tego bohatera nie lubimy. Jego uprzejmość była dla mnie jak wysypka. Za to brawa. Pozostali aktorzy mieli na scenie swoje lepsze i gorsze momenty, z przewagą lepszych. Najmocniejszą sceną była próba uwiedzenia Elmiry (Żanetta Gruszczyńska-Ogonowska) przez Tartuffe'a. Skąpani w czerwieni aktorzy, siedząc na sofie, pokazali, że słowo ma większą moc niż najbardziej zamaszysty gest. Ale już Damis... Więcej życia ma w sobie tuńczyk w puszce. Świetnie za to poradziła sobie Żaneta Kurcewiczówna, tworząc ekspresyjną postać Doryny.

Na pełny sukces to za mało. "Świętoszek" pozostaje dla mnie spektaklem lekturowym. Minusem, wręcz chłostą, są piosenki. A przecież w muzycznych przedstawieniach aktorzy BTD wybrzmiewali wyraziście, sunąc po właściwej linii melodycznej. Śpiewanie z hiperartykulacją nie zamaskuje uderzania w sąsiednie dźwięki. Reżyser Paweł Szkotak powiedział, że kocha operę, stąd rozbudowana warstwa muzyczna. Czasem z pasjami jest tak, że nie warto ich ze sobą łączyć. Pasjonat hipiki niekoniecznie musi angażować do spektaklu koni. Może i opery warto posłuchać w domu...

Skandalu nie było, klasyka się obroniła, choć muzyka chciała ją zabić. Była i refleksja. Choć warto uwierzyć w widza i nie "dopowiadać" wszystkiego - była. "Nic mnie nie mierzi bardziej na tej ziemi, niż fałsz, co się pozory bawi nabożnemi" - mówi Molier wczoraj i dziś, choć wczoraj i dziś są chętni, by go zagłuszyć.



Joanna Krężelewska
Głos Koszaliński
31 stycznia 2017
Spektakle
Świętoszek
Portrety
Paweł Szkotak