Wspólny lot

Traumy nikomu tym przedstawieniem nie zafundujemy. Przecież to przechodzi przez kawał historii, przez mnóstwo naszych sentymentów, które z takiego pocierania się o siebie nawzajem dla każdego co innego znaczą. Ponieważ forma jest abstrakcyjna, to staje się ona dopiero w głowie każdego z widzów. Każdemu w trakcie przedstawienia myśli się w głowie co innego i każdy sobie je inaczej ułoży. Dla każdego – uprzedzam pytanie – będzie o czymś innym. Ale widać, że tutaj następuje jakieś spotkanie, jednak we wspólnej sprawie.

Rozmowa z twórcami spektaklu „Odlot" w Teatrze Współczesnym w Szczecinie: reżyserką - Anną Augustynowicz (AA), autorem - Zenonem Fajferem (ZF) i aktorem - Grzegorzem Falkowskim (GF).

Rozmowę prowadzą: Ryszard Klimczak (RK) i Tomasz Mlącki (TM) z Dziennika Teatralnego.

RK Skąd Panu przyszło do głowy, w jakim momencie i na skutek czego, zaświtała myśl, żeby w ten sposób ubrać swoje słowa, które Pan chce napisać, powiedzieć?

ZF Odlot zrodził się z frustracji. Z rozpaczy, sytuacją w jakiej żyjemy, w jakiej przyszło nam żyć w ostatnich latach.

RK W jakich ostatnich?

ZF No w tych najostatniejszych. Być może to są w ogóle lata najostatniejsze. W ogóle mam poczucie, że żyjemy w dniach sądu, tylko sąd jest niezapowiedziany, sąd ostateczny, to się po prostu na gorąco wszystko dzieje, wtedy wychodzi kim kto jest, jakim jest człowiekiem. Miewam takie poczucie...

RK I co się wydarzyło, czy był jakiś taki moment, w którym powiedział pan – dobrze, biorę się za pióro?

ZF 13 grudnia 2015, czyli dokładnie sześć lat przed premierą Anny Augustynowicz. Jej termin był zupełnie ze mną nieuzgadniany. Dopiero potem jej powiedziałem – „czy wiesz Aniu kiedy zacząłem to pisać?". Poczułem, że jeśli nie zacznę pisać, to zwariuję, że ja to muszę zrobić, żeby siebie uratować jakoś. Muszę jakoś zareagować.

RK. Nie tylko siebie, ale trochę i nas...

ZF Wtedy to nie było dla mnie...

RK Ważne?

ZF Nie, nie, to zawsze jest ważne, tylko wtedy o tym nie myślałem, najpierw ratowałem siebie. I dopóki książka nie została wydana, nie odbyła się premiera spektaklu, to rzecz się rozgrywała we mnie, w gronie najbliższych, którzy znali „Odlot" i jakoś odnajdywali swoje emocje, swoje myśli.

RK Ja myślę, że to jest ciągle taki etap twórczy, to się zmienia. Na pewno było inaczej do momentu, w którym postanowiliście zrobić z tego spektakl, do premiery też było inaczej i myślę, że po premierze też ma Pan już swoje inne przemyślenia.

ZF Ale ja przy okazji „Odlotu" zderzyłem się z rzeczami wcześniej mi nieznanymi. Jestem autorem, który prawdopodobnie stworzył najbardziej radykalne książki we współczesnej literaturze. Jeśli ktoś zetknął się z liberaturą, z takim książkami jak trójksiąg „Oka-leczenie", czy „Spoglądając przez ozonową dziurę", to wie, o czym mówię. To są utwory niepodobne do niczego, dlatego, że to nie jest tylko tekst, ale również forma książki. U mnie tekst i forma książki stanowią jedność, fizyczny tom jest integralną częścią dzieła. A w samej warstwie słownej dzieją się niemożliwe rzeczy, na przykład tekst niewidzialny. Niewidzialny, ale możliwy do przeczytania, pod warunkiem, że czytelnik otworzy się na taką możliwość. Te książki są na tyle niekonwencjonalne, że zrywają z tradycją i powszechnie przyjętymi oczekiwaniami, również co do kształtu i funkcji książki, co wymagało przezwyciężenia oporu wydawców, drukarzy, księgarń, bibliotek, a później czytelników i krytyki literackiej. Chociażby książka w formie butelki, z częściowo niewidzialnym tekstem w środku. To w ogóle jest niepodobne do tego, co myślimy mówiąc słowo „książka". Ale dlaczego ja mam blokować swoją wyobraźnię, jeśli moja wyobraźnia każe mi mówić również formą książki, to to robię. Zrywam z literacką „czwartą ścianą", że posłużę się tu analogią z teatrem, angażuję czytelnika tak jak reżyser angażuje aktora i widza. W „Odlocie" też to widać, choć to są takie bardzo dyskretne rzeczy w porównaniu z tymi wcześniejszymi książkami. Proszę się przyjrzeć, chociażby, co się dzieje z paginacją, nagle strona lewa przechodzi na prawą. To jakby świat się przebiegunował, albo znaleźlibyśmy się po drugiej stronie lustra. Udało się więc napisać i wydać książki niemożliwe, cała liberatura jest czymś niemożliwym, ale istniejącym. Natomiast w przypadku „Odlotu" zetknąłem się z przeszkodami innej natury, z blokadą polityczną, ze strachem, lękiem, autocenzurą. Co będzie, jak to wydamy? Rozwalają wszystko, nas też rozwalą. Od 2016 do 2019 roku szukałem wydawcy. Nikt się nie odważył, wreszcie wydaliśmy to w serii wydawniczej „Liberatura", którą od dwudziestu lat prowadzę wspólnie z Katarzyną Bazarnik w Ha!arcie. „Odlot" jak najbardziej pasuje do tej serii, bo liberatura to jest taka forma teatru książki. Całą sytuacją byłem mocno sfrustrowany, ale też niesamowicie zasmucony. Lęk sprawiał, że ludzie, nawet jeśli im się podobało, nie chcieli ryzykować. Znów dożyliśmy czasów, że można za błahostkę zniszczyć każdego, a cóż dopiero... Zawsze też znajdą się użyteczni idioci, przykładów znamy wiele. Chociaż, kto czytał „Odlot" wie, że będzie to utwór niewygodny dla każdej władzy, niezależnie od opcji politycznej. Tym bardziej, kiedy te słowa wybrzmią na scenie. Mam wielki podziw dla Anny Augustynowicz. Inscenizacja „Odlotu" to jest wyraz jej niesłychanej odwagi, i artystycznej, i obywatelskiej. To jest jakiś bunt najwyższego stopnia.

RK Czy decyzja o premierze, o spektaklu, zapadła w momencie, kiedy książka już została wydana, skończona, czy wcześniej?

ZF Ja się z Anną Augustynowicz spotkałem dopiero w lutym 2020 roku, już po wydaniu książki.

RK I ona to przeczytała wtedy dopiero, tak?

ZF Nie, nie, ona przeczytała to wcześniej i dlatego się spotkaliśmy, bo „Odlot" ją zaciekawił. Anna dała mi do zrozumienia, że nie wie, jak to zrobić, ale tym bardziej chce to sprawdzić na scenie. W jednej z późniejszych rozmów powiedziała też, bo to był czas, kiedy dużo rozmawialiśmy przez telefon, że „niestety wygląda na to, że pański tekst nieprędko się zdezaktualizuje, więc tym bardziej trzeba to zrobić".

TM Proszę powiedzieć, czy kiedykolwiek w trakcie pisania, po zakończeniu pisania, czy w trakcie prób, czy po premierze odczuł pan ulgę, że pan to wszystko z siebie wykrzyczał, że jest pan na innym etapie niż wtedy, kiedy w pana umyśle zagościł zamysł tej książki.

ZF Wie pan, ulgę to ja dopiero tak naprawdę teraz poczułem, ponieważ książka po wydaniu została właściwie przemilczana. Z wyjątkiem paru odważnych recenzentów, to nawet środowiska, co do których mógłbym się spodziewać, bo to mają niemalże w programie, że powinny się tym zainteresować, przemilczały to, zignorowały. Trudno mi powiedzieć, ale czułem że...

RK Podobny dylemat mieli jak pan.

ZF Być może, nie oceniam. Każdy ma swoje sposoby na przejście tej drogi. W każdym razie pierwszy moment ulgi u mnie nastąpił dopiero po premierze. Dopiero wtedy, kiedy Grzegorz i reszta załogi zaczęli wypowiadać te słowa, kiedy to usłyszałem ze sceny. Momentami docierało to do mnie jak tekst już innego autora. Bo to dla mnie już jest...

RK Inne ciało trochę?

ZF Nie, to nawet nie jest inne ciało. Chyba znalazłem się już gdzieś obok tego. Już nie jestem w środku, już jestem na zewnątrz. To jest niesłychana ulga, już patrzę, jak ta maszyna leci. To jest inna sytuacja niż wtedy, kiedy czuję, że sam lecę i przeciążam w jedną albo w drugą stronę, i za chwilę się to wszystko rozsypie.

RK A w którym momencie tworzenia tego dzieła, dowiedział się pan, że będzie w tym uczestniczył?

GF Przed wakacjami. Przeczytałem to na wiosnę tego roku, wcześniej nie byłem świadom istnienia książki, tekstu, nie jestem ze środowiska. Przeczytałem, pomyślałem, że to jest teatr książki. Teatr książki ma to do siebie, że nie jest teatrem dramatycznym, tam jest ponad sześćdziesiąt postaci. Co chwila mówi ktoś inny, a mamy paręnaście osób. Tu trzeba mocno ingerować, ale mam takie zaufanie do Ani, że jak Ania to widzi, to znaczy, że tego użyje, i że skondensujemy to w tekst, który będzie dramatyczny, nie literacki. Myślę, że się udało.

RK Miał pan takie obawy, jak autor? Jak to będzie przyjęte, czy nie będzie kasowane, czy nie będzie kłopotu?

ZF To nie były obawy, tylko świadomość w jakim kraju w tej chwili żyję. To nie był strach, tylko świadomość, że to jest ryzyko już nie tylko artystyczne.

GF Ja jestem z Teatru Powszechnego, tam ryzyko jest już wpisane w konstytucję tego teatru. Jesteśmy na barykadach, cały czas. Tu barykada jest mocna, w ciągu myślenia Ani ona pochodzi jeszcze z Wyspiańskiego, który też był na barykadzie walki o zdrowie duchowe Polaka, potem Gombrowicz, to wszystko jest dalszym ciągiem.

TM Ci, którzy mieli odwagę być szczerzy z własnym narodem.

GF Być szczerzy i nielubiani. Masz tu pan wieniec wieszcza i się zamknij. Ale to warto mówić.

RK Czy brał pan to ryzyko nielubienia pana pod uwagę, biorąc tę rolę?

GF Nie, nie, nie dopuszczam do świadomości, że ktoś mnie może nie lubić. Nie interesuje mnie to.

ZF Jeśli mogę się wtrącić, to mnie się wydaje, że jest większe ryzyko, że władza go może nie lubić. Ale myślę, że dla widzów to może być terapeutyczne. Mogą poczuć wspólnotę z aktorami.

GF Tak, bo do teatru przychodzą ludzie, którzy są określeni.

TM. Ten spektakl jest tyleż szczery, co elegancki, mimo tego całego sztafażu, przekleństw, przekazuje przesłanie fair, w uczciwej formie w stosunku do ludzi, którzy są członkami tej wspólnoty. To jest po prostu taka lista pewnego rodzaju win, zaniechań, grzechów, jakkolwiek to nazwiemy, ale to jest uczciwie podane, z tym de facto nie można moim zdaniem polemizować, to jest po prostu zbyt oczywiste. Jak to jest, panie Grzegorzu, grać Konrada w tak marnych czasach?

GF Zainteresowałem się tym co pan powiedział, że to jest fair. Tak, to jest fair, to lustro, które jakby przedstawia te postaci po********ne, takie jak się czasem widzi w autobusie, ktoś gada cały czas, coś mówi „jak ja ich nienawidzę, tfu"...

TM Twarz pełna bluzgów, niczego więcej.

GF Tak, to takie lustro, które nie jest obśmiewające, wręcz jest taką czułością. Oto tacy jesteśmy, że jakbyśmy się rozejrzeli, to właśnie tacy jesteśmy i lecimy we mgle, wszyscy.

TM W biało czerwonej mgle.

GF Tak jak w Wyspiańskim, możemy mówić czy cytować, żeby używać Wyspiańskiego - warchoły to wy - i atakować tych ludzi tam siedzących, mówić, co jest mądre, a co nie. Politycy często używają Wyspiańskiego, choćby żeby sobie do przemówienia wpleść tych warchołów. Tu nie ma tego ataku, nie ma też tego co wybrzmiewało w „Ślubie" – „niech was ruszy z miejsca", pretensja taka. Nie, tu jest - oby was ruszyło, oby wam coś to dało. Wasz marsz żałobny. Atmosfera tego spektaklu jest, ładnie to pan nazwał, po prostu uczciwa.

RK. Wróćmy do nadziei. Ile razy zagraliście ten spektakl?

GF Cztery.

RK. I ta nadzieja ciągle jest? Spotkaliście się z jakąś negatywną reakcją?

GF Nie, wszyscy słuchają. Choć wczoraj widziałem, że jeden pan zasnął, choć był ewidentnie przyprowadzony przez żonę na spektakl.

ZF Jeszcze nie, w każdym razie.

RK A jak wasi najbliżsi odbierają ten spektakl?

GF Bardzo dobrze, przychodzą i mówią, to jest tak po*******ne, tak śmieszne i tak smutne, niby chce się śmiać, ale to jest jednak smutne. Takie mam opinie, moi bliscy są na plus. Ja nie wiem, czy to zmieni świat, jeżeli sobie wpompujemy misję, że tym spektaklem będziemy zmieniać poziom świadomości Polaków. Raczej nie, bo tu przychodzą ci, co już mają zmieniony.

RK Ale może być zaczątkiem procesu, to też jest dużo

TM Myślę, że z dobrym spektaklem jest tak, że na sali jest w pewien sposób przypadkowa publiczność, i jeśli choć pięciu, trzech a nawet jeden widz wynosi to co wszyscy chcecie przekazać, to warto, po to jest teatr, i oby tak było. Oczywiście, biorąc pod uwagę kontekst czasów, w których ten tekst powstał, życzyłbym wam, aby tych ludzi było jak najwięcej, ale trudno oczekiwać, aby to były tłumy, biorąc pod uwagę, jak bolesna jest to wiwisekcja. Tu trzeba umieć uczciwie widzieć winę, także w sobie, a to jest dość trudne.

RK Pani Anno, z jaką pani nadzieją podjęła decyzję o wprowadzeniu tekstu na scenę?

AA Podjęłam ją przede wszystkim z niezgody na rzeczywistość, która mnie otacza – zresztą chyba większość przedstawień z niej powstaje. Natomiast tutaj dużą rolę odegrały moje zmagania z przywróceniem rozmowy o myśleniu romantyzmem, bo przecież zrobiliśmy tych przedstawień z Grzegorzem sporo. Dwa razy „Wyzwolenie", „Ślub", „Wesele"... Tekst Zenona Fajfera bardzo mnie zaciekawił, ponieważ z tymi tematami, wokół których się poruszaliśmy, obszedł się w sposób tak „crazy", że aż nie wiedziałam, co z tym zrobić. Zwykle jest tak, że człowiek chce sprawdzić, bo przez scenę sprawdzają się pewne rzeczy, pewne sensy, i na dobrą sprawę to przedstawienie powstało łatwo, bez jakichś zmagań, bo obracaliśmy się w sferze naszych rozmów, pojęć, w końcu żyjemy na bieżąco tym, co świat, który nas otacza, nam serwuje, więc nie wymagało to jakichś specjalnych studiów. Natomiast to, co było przedmiotem naszej pracy, to wyważenie formy, żeby nie rozdać kart. Człowiek jest indywidualny, ze słabości tylko próbuje się podtrzymać, podczepić, czy pod religię, czy przez ideologię, często zamienia jedno na drugie. Szukaliśmy czegoś, co pozwoliłoby – jak mówi Norwid – odpowiednie dać rzeczy słowo. Tym słowem jest oczywiście nasz język teatralny, nasza gramatyka, którą w procesie prób staraliśmy się zmacerować, aby to było w miarę harmonijne, ale żeby nie zatracić też tego pokawałkowania społeczeństwa, w którym przychodzi nam dzisiaj żyć. I ta forma się tak stwarzała, stwarzała, aż się stworzyła.

RK Biorąc pod uwagę sytuację w Polsce i tak jesteście w lepszym położeniu, bo pracujecie w województwie zachodniopomorskim, w Szczecinie, i wiemy jakich macie przywódców. Różnią się przecież od średniej i być może przez to jesteście bezpieczniejsi. Czy brała to pani pod uwagę?

AA Nie, nie było we mnie w ogóle takiego myślenia. Trzeba robić tak, jak się czuje i tak, jak się myśli. Nie robiliśmy przecież tego spektaklu z nienawiści, ze złości – stworzyliśmy go dla każdego człowieka, który tutaj przyjdzie, niezależnie skąd on się weźmie w teatrze. Dlatego wydaje mi się, że jeśli ktoś jest człowiekiem i próbuje komunikować się po ludzku, to skomunikuje się i z tym przedstawieniem. Rzecz nie jest przecież formalnie taka trudna.

RK Bierzecie pod uwagę, że komuś może wystąpić jakaś niezgoda wewnętrzna, na skutek tego co zrobiliście?

GF Super, niezgoda jest przecież częścią odbioru, częścią procesu uzdrowienia, skoro ktoś mówi, to znaczy, że się leczy, że coś się może zadziać dobrego.

TM Może pojawi się jakaś refleksja?

GF Może, ale z drugiej strony może na siłę zacząć udowadniać, że nie, zacietrzewi się.

RK Jakie konsekwencje artystyczne mogą wyniknąć z tego przedstawienia?

AA My nie myślimy tak pragmatycznie. Będziemy grać, dopóki ludzie będą chcieli oglądać – zobaczymy, na ile nam starczy tej publiczności. Dziś mamy czwarte, z premierą, przedstawienie, a dotychczas spotkało się z bardzo dobrym odbiorem wśród publiczności.

RK Niektórzy się troszkę śmieją, niektórzy nic nie mówią. Ci co nic nie mówią, mogą być w kłopocie po tym spektaklu.

AA Niekoniecznie.

RK Oczywiście, ale zadaję takie pytanie, jak powinien, waszym zdaniem, nie zgadzający się z wami zareagować?

ZF Chyba nie mamy takiego modelu reakcji.

AA W zgodzie ze sobą.

GF Każdy nie zgadzający się na swój własny system zachowań i reakcji. Może wstać i opuścić salę po prostu, może wstać i powiedzieć: „nie, to był zamach!". Wtedy będzie naszą postacią, więc nikt nie uwierzy, że to nie jest tak.

ZF Niedawno dostałem taki bardzo osobisty sygnał po tym spektaklu, gdzie właśnie pani nastawiła się na rozmowę o przedstawieniu, była zresztą z przyjaciółką, ale nie była w stanie o tym rozmawiać. Po prostu, czuła że musi w sobie to wszystko przepracować, jakoś bardzo głęboko to w niej siedziało i siedzi. Więc cisza w środku? Myślę, że to jest bardzo obiecująca sytuacja.

RK. Świadcząca o myśleniu.

ZF Myśleniu, czuciu, nie zamykałbym tego.

TM Widać, że państwa praca dała efekt, a to chyba najważniejsze.

AA Myślę, że skomunikowaliśmy się z publicznością, i że jest to komunikat o czymś, a nie zabieranie ludziom czasu. Skoro kupują bilet, przychodzą, reagują, klaszczą...

TM Klaszczą na stojąco.

ZF Mam takie poczucie, jakby to była jakaś forma wspólnoty między nami.

AA Tak. O to chodzi, to jest jednak taki teatr, który spaja, przecież ludzie nie zawsze tak głęboko wchodzą. A tutaj odwołujemy się w sumie do jakichś prostych, czasami nawet sentymentalnych wspomnień czy uczuć. Dla naszej publiczności to nie jest trudna forma.

GF Język jest komunikatywny, postaci są rozpoznawalne, nie ma linii fabularnej, wszystko jest jakieś takie znajome, ale ta mgła jest taka przerażająca w tym, że to jest tak zamglone, zapętlone, tak, jakby nie dało się z tego wyjść, że jest jakiś taki kołowrót tych postaci, które mielą w głowie mielonkę taką cały czas.

TM Końcówka jest podana w tak jasny, prosty, oczywisty sposób, że to już doprawdy, nawet publiczność, o której Pani wspomniała, że nie jest za pan brat z Państwa dotychczasowymi dokonaniami sobie spokojnie z tym da radę.

AA Myślę też, że traumy nikomu tym przedstawieniem nie zafundujemy. Przecież to przechodzi przez kawał historii, przez mnóstwo naszych sentymentów, które z takiego pocierania się o siebie nawzajem dla każdego co innego znaczą. Ponieważ forma jest abstrakcyjna, to staje się ona dopiero w głowie każdego z widzów. Każdemu w trakcie przedstawienia myśli się w głowie co innego i każdy sobie je inaczej ułoży. Dla każdego – uprzedzam pytanie – będzie o czymś innym. Ale widać, że tutaj następuje jakieś spotkanie, jednak we wspólnej sprawie.

TM Czyli udało się Państwu zbudować wspólnotę na tej sali, w jakiejś mierze.

AA Tak, nawet w dość dużej mierze.

TM Ja to czułem na tej sali, a to się bardzo rzadko zdarza, to jest godne szacunku i za to należy państwu bardzo, bardzo podziękować. Mam jeszcze jedno pytanie, pani tutaj mówiła o tym, że ten spektakl wychodzi jakby z pewnego kontinuum państwa doświadczeń teatralnych. Dla mnie jest też pewną kondensacją państwa doświadczeń, takich powiedziałbym...

AA Konradycznych.

TM Tak, konradycznych, takich bojów z polską duszą, jakkolwiek to to nazwiemy. Czy państwo zamierzacie zrobić coś jeszcze razem?

ZF Widziałby pan taki team?

TM Tak, widziałbym, powiem szczerze, że rzadko kiedy jestem do czegoś w teatrze tak przekonany, jak właśnie teraz w tej sali, w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, dzięki państwu.

GF No to nie możemy odmówić, w takim razie.

RK Jak się to kiedyś mówiło, wasz teatr będzie na indeksie.

AA Na którym? Tyle się tych indeksów przetoczyło...

GF Teatr nie ma siły zmiany społecznej, to nie jest telewizja, więc niech się tam bawią tymi zabawkami i niech się cieszą, sami siebie oglądają i myślą, że zmieniają świat.

TM Mimo wszystko, proszę o tym pomyśleć.

ZF Zobaczymy jaka będzie recepcja tego spektaklu i reakcje, jeśli to przedstawienie pojedzie poza Szczecin.

AA Myślę, że będzie dobrze. Ja zamierzam tu zacząć życie od nowa...

GF Przechodzisz wyzwolenie.

TM W jakiś sposób pani odlatuje.

AA Tylko z posady, za przeproszeniem, dyrektorki. W perspektywie mam zamiar jeszcze robić przedstawienia.

RK Może nie zaczynajcie tylko tego rodzaju rzeczy od Białegostoku i od Rzeszowa.

GF Tak, jest kilka teatrów pozamiatanych już w Polsce...

RK Tam też bądźcie, ale najpierw niech narośnie już jakaś aura wokół tego i dopiero wtedy tam, to część ludzi z samej ciekawości przyjdzie.

GF Ależ oczywiście, byłem w Białymstoku, zrobiłem trzy premiery i tam ludzie są stęsknieni takich rzeczy. Zrobiliśmy spektakl o uchodźcach, to było sześć lat temu, pamiętny exodus, i ludzie przychodzili. Przyszła dobra zmiana i zdjęto.

AA To jest też tak, że czasami te administracje lokalne chcą być bardziej boskie niż Pan Bóg, bardziej papieskie niż papież. A ludzie chcą gadać po prostu. Wydaje mi się, że raczej warto gadać z takimi ludźmi, którzy myślą swoje i chodzą do tego teatru, żeby uczestniczyć w jakiejś wymianie emocji, myśli, niż zachowywać się tak, jak mówicie. „Bo kuratorka zabroniła, to teraz pójdziemy zobaczyć"... to jest też pewien rodzaj strategii marketingowej, i to do tego dość dziecinnej. Mnie nie interesuje za bardzo taki teatr. Kiedy zaczynałam pracę w 89 roku, mierził mnie cały ten nurt podtekstów, takiego poruszania się na bazie klasyki, w którym wiadomo było, że klaszcze się na kolor czerwony. Natomiast wydaje mi się, że przy tej materii, to co dla mnie jest ważniejsze, to odwołanie do ważnych (przynajmniej mnie się tak wydaje) fragmentów w literaturze romantycznej, które są niezwykle ludzkie, które nie są bogoojczyźniane, dęto-rżnięte, narodowo-wyzwoleńcze. Zresztą ja myślę, że cały romantyzm jest w jakiejś mierze źle nauczany. Teraz to już chyba nikt nie wie, co się dzieje, ale jeszcze kiedy miałam dzieci w wieku szkolnym, to już się zaczęły testy, klucze, przykładanie jednego do drugiego i właściwie takie myślenie hasłami, szufladkami, sloganami. Nie zajmowano się tym, ile w tej literaturze jest koloru, ile w tym jest człowieczeństwa, ile w tym jest gry ironią. Przecież dobrzy autorzy to nie ludzie bez poczucia humoru, umówmy się.

ZF W pewnym momencie użyłaś słowa - uczestnictwo. Myślę, że także taki widz jest ważny, który nie jest tylko obserwatorem. Nawet jeśli przyjdzie z takim założeniem, że będzie tylko obserwował, zachowywał dystans, to i tak znajdzie się na tym pokładzie i lecimy razem.

GF Przez to, że widownia jest oświetlona, że siedzimy, my aktorzy, na takich samych fotelach, to i tak leci, uczestniczy, nie ma wyjścia.

TM To są jakby dwie strony, w sumie niewiele od siebie się różniące. Ta wspólnotowość również w ten sposób wybrzmiewa.

AA Dokładnie, tylko że jedna ze stron leci w jedną stronę, a druga leci w przeciwną, a i tak lecimy w tym samym kierunku...

RK Czy panu już kiełkuje w głowie jakaś kontynuacja?

ZF Nie wiem czemu miałaby służyć. „Odlot" już swoje zrobił. Nie chciałbym się powtarzać. Każda moja książka jest inna i każdy spektakl też będzie inny. Będzie taki, jaki ma być, nie mam pojęcia, co to będzie. Zaczynając pisać, nigdy nie wiem do czego to doprowadzi, wtedy to jest dla mnie ciekawe. Ale zawsze jest jakiś impuls, wiem, że muszę zacząć pisać. Z zachwytu też mogę pisać, jak najbardziej.

RK Jeszcze tylko powiedzcie jedną rzecz, jak aktorzy grają, czy spektakle są bardzo podobne, czy jednak sami widzicie różnicę, w niektórych elementach? Jak pan to też widzi?

ZF Ja widziałem wszystkie spektakle i one były podobne, niemal identyczne. To jest bezbłędna maszyna, ten zespół, z takim pilotem jak Anna Augustynowicz, to jest po prostu perfekcyjna praca. Z drugiej strony każdy spektakl miał sytuacje, które sprawiały, że zespół musiał reagować i zrobił to w mistrzowski sposób. Więc siłą rzeczy, każdy spektakl był też inny. Wczoraj nam wysiadła połowa elektroniki i pewne rzeczy po prostu trzeba było inaczej podać, i poradzili sobie doskonale. Myślę, że było napięcie związane z tym, że publiczność też to musiała odczuwać, bo w pewnych momentach po prostu trzeszczało. Jak ten prawdziwy lot, było blisko katastrofy, ale jednak skończyło się to bezpiecznym lądowaniem.

AA Widzisz Zenon, bo to jest performans...

GF Hybrydowy.

RK Życzymy wam, niezależnie od tego, ile was to będzie kosztowało, żeby każdy spektakl był jednak nieco inny, żeby tam coś się musiało popsuć, a wyście musieli to naprawiać.

AA Zawsze jest inaczej – to zależy też od publiczności, każdego dnia się coś innego dzieje, bo inna jest kondycja ludzi.

ZF Ale to jest też tak, że ten lot się przecież nie zaczyna, widownia wchodzi, a on już trwa i tak naprawdę się nie kończy. Ja wierzę w coś takiego, czy to czytelnik jest, czy widz, że to dopełnienie się w nim odbywa, w nim, w niej, to się nie kończy.

TM Ja pozwolę sobie dorzucić własne, głębokie życzenie, żeby państwa współpraca nie skończyła się na tym spektaklu. Spróbujcie coś jeszcze zrobić.

AA Mam nadzieję...

TM Dziękujemy za rozmowę.

__

Opracował: Tomasz Mlącki



Tomasz Mlącki , Ryszard Klimczak
Dziennik Teatralny
9 kwietnia 2022
Spektakle
Odlot