Zabójcza premiera

"Zastanówmy się, jak opisywane są kobiety - seryjne morderczynie? Mamy na przykład Barbie Killer, a obok Kubę Rozpruwacza. To pierwsze brzmi naiwnie, śmiesznie, drugie poważnie, wręcz dumnie" - mówi Katarzyna Raduszyńska, reżyser spektaklu "Cudowne morderczynie".

"Cudowne morderczynie" to spektakl o kobietach. Fabuła jest jednak dość tajemnicza.

To opowieść o tym, jak kobiety radzą sobie z życiem, jak biorą je w swoje ręce.

Morderczynie spotykają się na urodzinach jednej z nich.

Tak. A resztę trzeba zobaczyć samemu.

Tekst pisała Pani wspólnie z Łukaszem Molskim. Skąd czerpaliście inspiracje?


Spektakl jest jakby echem tematyki poprzedniego, zatytułowanego "A nie z Zielonego Wzgórza". Mówił on o relacjach kobiet ze światem, kobiet między sobą, córek i matek. Tym razem punktem wyjścia jest mordowanie jako instrument feminizmu. I choć brzmi to dziwnie, to zastanówmy się, jak opisywane są kobiety - seryjne morderczynie? Mamy na przykład Barbie Killer, a obok Kubę Rozpruwacza. To pierwsze brzmi naiwnie, śmiesznie, drugie poważnie, wręcz dumnie. Kobiety w spektaklu anektują mordowanie, jako coś kulturowo przypisanego mężczyznom. Zawłaszczają ich terytorium. Pokazują siłę.

Interesuje się Pani tak mroczną tematyką?


Przy pracy nad tekstem czytaliśmy wiele materiałów źródłowych. Z jednej strony rozbawiło mnie, że w poważnej książce seryjne morderczynie traktowane są jako wyraz feminizmu. Z drugiej... Cóż, prawda jest taka, że przez wieki nawet nie mówiło się o kobietach morderczyniach. To zmieniło się w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, po drugiej fali feminizmu. A jest o czy mówić!

Czy Pani jest feministką?

To zależy, jak Pani definiuje feminizm. Mnie nie interesuje feminizm plakatowy. Uważam, że kobiety mogą osiągnąć to, co chcą, zaczynając zmiany od siebie. Droga do równouprawnienia przez mężczyzn nie zadziała.

Jest Pani reżyserem, ale również prowadzi Pani szkolenia z technik prezentacji. Czy to pomaga w pracy z aktorami?

Praca z cywilami...

Z kim?


Z osobami niezwiązanymi z teatrem (śmiech). Ta praca daje niesamowite pole do działania na scenie. Ludzie są różni, a obserwowanie ich pozwala potem przeszczepiać różne osobowości na scenę.



Joanna Krężelewska
Głos Koszaliński
16 czerwca 2011