Zaczęło się w mieście Zapiecek

Kolejna bajkowa premiera w rzeszowskim Teatrze im. Wandy Siemaszkowej zgromadziła liczną widownię z przewagą dorosłych. I jest się z czego cieszyć, tym bardziej, że jest to bajka na najwyższym poziomie.

Musicalowy spektakl „O dwóch takich, co ukradli księżyc”, który przygotował Teatr Siemaszkowej w Rzeszowie to ogromne zaskoczenie chociażby dlatego, że o powieści Makuszyńskiego było ostatnio bardzo głośno. Wszystko za sprawą jej ekranizacji z 1962 roku w reżyserii Jana Batorego, w której główne role zagrali bracia Kaczyńscy. Na szczęście jednak, jak napisał sam literat, „jeszcze się taki nie narodził, co by ukradł księżyc”.

Autor wyżej wymienionej powieści, a jednocześnie pośredni sprawca rzeszowskiego przedstawienia – Kornel Makuszyński – urodził się na Węgrzech w 1884 roku. Zaczął pisać wiersze w wieku 14 lat. Ukończył Wydział Filologiczny Uniwersytetu Lwowskiego, studiował także literaturę francuską w Paryżu. Prozaik, poeta, felietonista, także publicysta i krytyk teatralny. Członek Polskiej Akademii Literatury. Zmarł w 1953 roku w Zakopanem, z którym przez lata był związany. Tam został pochowany i tam pamięć o nim żyje do dziś. Oprócz książki „O dwóch takich, co ukradli księżyc” pozostawił po sobie między innymi „Przyjaciela wesołego diabła”, „Awanturę o Basię”, „Szatana z siódmej klasy”, „Koziołka Matołka” oraz szereg wierszy.

Adaptację teatralną powieści z 1928 roku stworzył reżyser spektaklu – Cezary Domagała. Dzieła dopełnili Tomasz Bajerski, który skomponował muzykę, cudowny choreograf Tomasz Tworkowski oraz scenograf Jerzy Rudzki. Dzięki nim i zespołowi aktorskiemu mogliśmy obejrzeć barwne widowisko, które najprawdopodobniej jest najlepszą bajką jaką pokazał w ostatnim czasie Teatr Siemaszkowej. Z żalem należy przyznać, że blednie przy niej „Czerwony Kapturek”, a nawet „Ania z Zielonego Wzgórza”.

Pomijając niezwykłość opowieści Makuszyńskiego, sposób, w jaki przekazano ją widzom zasługuje na niebywałą pochwałę. Jest prosto, niezbyt dosłownie i barwnie. Cała przestrzeń sceniczna została zagospodarowana. Dekoracje nie są w żaden sposób przypadkowe, wszystkie przemyślane elementy tworzą harmonijną całość i wzmagają tylko wyraz.

Opowieść zaczyna się w małym, spokojnym miasteczku Zapiecek, gdzie ludzie żyją ubogo, ale bardzo szczęśliwie. Nie ma tam zazdrości, panuje zrozumienie, życie toczy się w naturalnym rytmie. Wszystko zmienia się jednak w dniu, w którym na świat przychodzą bliźniacy Jacek i Placek. Od początku wszyscy wiedzieli, co z nich wyrośnie. Z czasem jednak chłopcy przerośli najśmielsze oczekiwania mieszkańców miasta. Ma się rozumieć - byli bardziej psotni i głośni, niż się spodziewano. Trudno dopatrywać się w nich okrucieństwa, czy zła. To po prostu psotnicy, którzy za najgorszą mękę pod słońcem uznają pracę. Zamiast niej, wolą biegać po mieście i robić różne kawały. Pewnego dnia wyruszają jednak w świat, alby znaleźć miejsce, gdzie będą mogli nic nie robić. W czasie tej wędrówki, przeżywają wspaniałe, czasem wzruszające przygody. Nadchodzi jednak pora powrotu do domu, a oni żeby nie pojawić się w Zapiecku z pustymi rękami, postanawiają ukraść księżyc i w ten sposób się wzbogacić.

W sztuce bliźniaków grają Joanna Baran i Anna Demczuk, jednak wyglądają jak mali chłopcy. Ich warunki fizyczne pozwalają po krótkiej charakteryzacji wcielić się w rolę dziecka. I trudno je rozpoznać! Ich uśmiech jest niewymuszony i goreje ze sceny niczym ogień. Radości i dziecięcej szczerości, której potrzeba w teatrze. Perfekcyjnie stworzyły swoje postacie i ma się wrażenie, że to nie dorosłe kobiety, a pełne energii dzieci. Trzeba przyznać, że są świetne w tym co robią.

Partnerowali im niezwykli artyści, między innymi: Beata Zarembianka, Mariola Łabno-Flaumenhaft, Magdalena Kumor, Małgorzata Pruchniak, Łukasz Krzemiński, Grzegorz Pawłowski, Piotr Napieraj, czy Adam Mężyk. Im zawdzięczamy mistrzowskie sceny zbiorowe i dopełnienie pracy młodych aktorek, odtwórczyń głównych ról.

Jak to bywa z musicalem, szalenie ważna jest muzyka. Nie zawiódł wspomniany już Tomasz Bajerski i przygotował nuty, które sprawiły, że dwie godziny w fotelu minęły niebywale szybko. A szkoda, bo naprawdę było co oglądać.

Na widowni, oprócz rodziców z dziećmi, zasiedli też sami dorośli, którzy swoich potomków mają zamiar przyprowadzić w to niezwykłe miejsce dopiero za kilka lat. Niezmiernie cieszy jednak, że ludzie dostrzegają potrzebę pokazywania dzieciom czegoś poza wirtualnym światem gier oraz brutalnych kreskówek na szklanym ekranie. Choć i w tym spektaklu wykorzystano animacje komputerowe, które były wyrazistym dopełnieniem tradycyjnego teatru, a jednocześnie formą narracji.

Pokaz premierowy był niezwykły nie tylko ze względu na rewelacyjną sztukę, ale też na to co stało się przed końcem. Mianowicie, gdy na scenę weszli w burzy oklasków i morzu kwiatów aktorzy oraz twórcy przedstawienia, reżyser poprosił o chwilę ciszy. Oznajmił, że ze względu na usterkę techniczną, spektakl nie zakończył się tak, jak planowano i zarówno widowni, jaki i Makuszyńskiemu, jest on winien pełną wersję widowiska. Poprosił aktorów o powtórzenie i uzupełnienie kilku ostatnich scen. To niezwykłe…

Opowieść Makuszyńskiego to w rzeczywistości historia o poszukiwaniu szczęścia, o tym, jak ważna w życiu jest matka i że często nie zdajemy sobie sprawy, jak istotne są rzeczy, które mamy pod nosem. Chociażby księżyc. Widzimy go każdej nocy i nie traktujemy jako rzeczy wyjątkowej. Jego wagę moglibyśmy dostrzec dopiero w momencie, kiedy by go zabrakło. Tak samo jest ze wszystkim tym, co nas otacza.

„O dwóch takich, co ukradli księżyc” w reżyserii Cezarego Domagały jest lekturą obowiązkową widzów Teatru im. Wandy Siemaszkowej i nie tylko. To niezwykły, bajkowy musical uświadamiający nam, jak wiele kolorów ma życie oraz jak mało widzimy w nim dobrych stron. Zapatrzmy się nieraz w księżyc, który tak wiele chce nam swym blaskiem przekazać.



Maciej Doryk
Dziennik Teatralny Rzeszów
28 stycznia 2010