Zaskakująca nieosiągalność prostoty

Każdy teatr posiada przynajmniej jeden sposób na to, aby spektakl odniósł frekwencyjny sukces. W przypadku Starego Teatru w Krakowie jest to obsada. W "Chłopcach" Stanisława Grochowiaka w reżyserii Adama Nalepy występują same gwiazdy tej sceny. To one niosą na swoich barkach ciężar całego przedstawienia. Jak przystało na wybitnych fachowców, wszystko zostało zagrane, może nawet zbyt, perfekcyjnie.

Tekst Grochowiaka traktuje o grupie pensjonariuszy domu spokojnej starości. Mieszkańcy przytułku prowadzonego przez siostry zakonne walczą o prawo do własnej, niezależnej tożsamości. Odbierany na wielu płaszczyznach dramat może być czytany zarówno jako utwór o walce z opresyjną władzą, jak i traktat o międzyludzkiej wojnie, w której stawką jest godność człowieka.

Aktorzy wcielili się w postaci upupionych, maksymalnie zinfantylizowanych przez siostry pensjonariuszy, dla których ostentacyjna śmieszność, świadome poddanie się intelektualnej i duchowej degrengoladzie, miało służyć za tajemną broń przeciwko trzymającym ich pod kluczem opiekunkom. Niestety największym tuzom krakowskiej (jeśli nie polskiej) sceny nie udało się "wyzbyć" swojego doskonałego warsztatu. W spektaklu Adama Nalepy pensjonariusze (Jerzy Trela, Mieczysław Grąbka, Leszek Piskorz, Aleksander Fabisiak, Jerzy Święch, Aldona Grochal, Lidia Duda) nie budzili współczucia, nie budzili emocji, przez co widz nie mógł wysilić się na odrobinę empatii. To nie jest spektakl przedstawiający upadłych ludzi, ale świetnie zagrana, mistrzowska wariacja na temat upadłego człowieka. Pewna nieporadność w gestach i słowach, dezorientacja w przestrzeni, z pewnością pomogłaby uwiarygodnić sceniczne postacie. Tytułowi chłopcy byli jednak zbyt daleko. Spoglądali na widownię wzrokiem pewnym swojego warsztatowego, wygranego niedołęstwa.

Na tle chłopców lepiej wypadają siostry zakonne (Anna Polony, Dorota Segda). Obie świetnie się uzupełniały. W ich przypadku sztampowość, schematyzm i ostentacyjna postawa teatralizującego dydaktyzmu w sam raz wpasowały się w ciasny habit wymuszonego (i często absurdalnego) porządku. Do grona postaci in plus należy dołączyć również Narcyzę (Anna Dymna). Swoją niejednoznaczną grą budziła jednocześnie irytację i zainteresowanie. W bardzo ciekawy sposób potrafiła uwiarygodnić swoją postać, pozwalając widowni dać się poznać jako wiejska diva z kosmopolitycznymi aspiracjami.

Ciekawym uzupełnieniem spektaklu okazały się dwie projekcje wideo, na których oglądaliśmy wypowiedzi młodych rozmówców na temat starości i ludzi starych na temat młodości. Projekcje zadziałały i rozbiły strukturę spektaklu. Zderzenie reżyserskiej wizji oraz aktorskiej kreacji z opinią przeciętnego Kowalskiego dało bardzo ciekawe, intrygujące rezultaty. Pozwoliło przewartościować podjęte w przedstawieniu tematy.

"Chłopcy" w Starym Teatrze z pewnością będą grani jeszcze długo. Nikt, kto mniej lub bardziej interesuje się teatrem, nie przepuści okazji do tego, aby zobaczyć w jednym spektaklu całą aktorską czołówkę krakowskiej sceny. Kto szuka popisu perfekcyjnej gry aktorskiej - znajdzie ją w "Chłopcach". Ale ten, kto liczy na głęboką, psychologiczną analizę postaci - musi pójść na inny spektakl.



Piotr Gruszczyński
Teatralia
30 października 2012
Spektakle
Chłopcy