Zimna biel dobrobytu

Młodzi realizatorzy „Heddy Gabler” Ibsena, reżyser Szymon Kaczmarek i scenografka Kaja Migdałek, już w pierwszych sekundach przedstawienia mówią widzowi: Mamy Cię! Mają rzeczywiście. Zimna biel ścian i nagromadzonych, ale jeszcze nie rozpakowanych mebli wymownie kieruje nasze myślenie w stronę nadmiernej konsumpcji. A kiedy Hedda wyrzyguje do muszli klozetowej zawartość czegoś, co jej w życiu przeszkadza i ją nęka, i jak tygrysica miota się po pustej łazience, widz już wie, jaki jest tego powód.


Kaczmarek zamysł swego spektaklu czytelnie sytuuje na osi sprzeciwu wobec konsumpcji, która współcześnie ludziom przesłoniła świat. Mniej chodzi o zawartość lodówki, mieszkania i garażu. Bardziej karierę, kontener wybujałych ambicji. Realizowanych kosztem życia bez miłości i jakiegokolwiek celu innego. Przeciwko czemu buntuje się Hedda, a ofiarą takiego postrzegania życia jest ktoś jej mimo wszystko bliski, jej mąż Jorgen. Młody, obiecujący naukowiec, zdolny popełnić przestępstwo, kiedy wydaje się mu, że awans może go ominąć.

U Kaczmarka w zasadzie jest wszystko, tak, jak u Ibsena: nienawiść, pogarda, pożądanie, zazdrość i zawiść. Współczesny konsumpcjonizm kreują na scenie meble z Ikei, nowoczesny design nieuporządkowanego mieszkania. Takie sobie dostatnie życie na rozbiegu. Hedda, w interpretacji młodej aktorki Magdaleny Woleńskiej – której starannie wyuczone posługiwanie się gestem i kultura słowa robią wrażenie – próbuje być silna, lecz w gruncie rzeczy nie jest. Kiedy w skąpym kostiumie staje przed widownią, bezsilność emanuje z niej tak mocno, że Hedda budzi litość. Usiłuje manipulować mężczyznami, chociaż często oni manipulują nią. Mimo to jednak, po kolei ich niszczy wykorzystując inteligentnie ich słabości. Nie udaje się jej zniszczyć pani Elvsted – w tej roli świetnie odnajduje się Joanna Baran, która dojrzale, powściągliwie kreuje postać kobiety silnej, przepełnionej głęboką, pełną poświęcenia, odważną miłością. To dzięki pani Elvsted, Hegdzie nie udaje się także zniszczyć swojego męża Jorgena, który bardziej od niej kocha swoją karierę naukowca. Mateusz Mikoś dojrzale, przekonywująco tworzy postać Jorgena, młodego inteligenta zaślepionego karierą i nie widzącego poza nią nikogo i niczego.

Magda Woleńska, jako Hedda, jest powściągliwa, chociaż wewnątrz kipi emocjami. Powściągliwość kryje niespełnienie jej jako postaci i niepewność jako aktorki. Jej kreacja nabiera mocnego wyrazu w chwili spotkania z młodym intelektualistą, konkurującym z jej mężem Eilertem Lovborgiem, z którym kiedyś łączyło ja uczucie. Świetny w tej roli warsztatowo, również początkujący aktor Paweł Dobek, z godną uznania starannością traktuje tę skomplikowaną postać z wielką precyzją umiejętnie wydobywając i ukazując jej sprzeczności. Na początku gra kogoś, z kogo emanuje salonowa grzeczność i kultura, jest z pozoru układnym gościem towarzyskiego spotkania u Heddy i Jorgena Tesmanów, po czym nagle wybuchają z niego emocje i skrywane uczucia. Aktorsko płynnie i momentami błyskotliwie przechodzi z jednej sytuacji w drugą, zaczynając łagodnie kończąc na krańcowej ekspresji. Szczególnie przejmujący jest w chwili, kiedy jego Eilert złamany intrygą traci dzieło swojego życia. Jego książka leży bowiem w szufladzie Tesmanów, ale Hedda mu tego nie mówi. Podaje pijanemu i zrozpaczonemu Eilertowi pistolet po czym niszczy rękopis. Chce zatrzeć ślad po kimś, kogo kochała. Zniszczyć nie tylko rękopis, lecz jego samego. Oboje skończą tragicznie. Kreacja Pawła Dobka wprowadza dużo żywiołowej energii do przedstawienia, które rzadko, ale chwilami staje się odrobinę senne.

Bardzo wyrazistą postać asesora Bracka tworzy Robert Żurek. Gra kogoś, dla kogo głównym imperatywem jest dążenie do osiągania przyjemności i rozkoszy cudzym kosztem. Dla kogo liczy się wyłącznie szczęście własne, osiągane dzięki chwilowym przyjemnościom. Jego cel, to konsumpcja dóbr, zabawa i manipulowanie drugim człowiekiem, bez zahamowań i granic. W czasie teraźniejszym, bo co było, ani co będzie, nie ma znaczenia. Dla Bracka moralnością jest kompletny brak moralności. Żurek czytelnie i powoli aktorsko wydobywa na zewnątrz i uzasadnia motywy działania Bracka. Nie czyni z niego potwora, próbuje psychologicznie trochę bronić jego postępowania. W części niewielkiej odnosi sukces, bo nikt na widowni nie ma złudzeń, że Brack to kanalia, kłamca, szantażysta i oszust. Ciotka Jorgena, Juliane Tesman Beaty Zarembianki, jest zasadnicza, chłodna, pozornie bezuczuciowa. Aktorka jednak delikatnymi środkami ją ociepla i równie subtelnie podtekstami erotycznymi czyni nawet sympatyczną i zabawną. Kaczmarek najmniejsze szanse wykazania się na scenie daje w spektaklu Magdalenie Kozikowskiej – Pieńko, która gra Berte, służącą Tesmanów. Mogłaby być to postać nijaka, gdyby aktorka ambitnie nie wyposażyła jej w skrywaną niczym w wulkanie uczuciowość, która chwilami emanuje z jej postaci tak bardzo, że grozi wybuchem.

W obyczajowej, podszytej psychologią historii jaką nam opowiada Ibsen w „Heddzie Gabler" żaden z bohaterów nie poddaje swoich zachowań głębszym przemyśleniom. Wszystkich prowadzi wyłącznie egoistyczny instynkt, w który – w żaden sposób – nie jest wpisana odwaga brania odpowiedzialności za swoje postępowanie. To konstatacja smutna. Tym smutniejsza, że niespełna trzydziestolatek Szymon Kaczmarek uwspółcześniając i wpisując ibsenowski dramat w naszą rzeczywistość aktualizuje tę tezę i podpisuje się pod nią.



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
27 września 2014
Spektakle
Hedda Gabler